CYTAT(As_ @ Wed, 15 Jan 2020 - 07:47)
To kiedy jest to magiczne "kiedys" gdy samochody sie nie psuly?
Vectry, laguny, czy chociazby e46 20 lat temu byly takie zaj..ste?
Czy mowimy o epoce w124?
Raczej o tym ostatnim! Potem było już tylko gorzej. Przede wszystkim niepotrzebne skomplikowanie konstrukcji. Elektryczno-hydrauliczne wspomaganie (ciągnące duży prąd i potrafiące zepsuć się - w przeciwieństwie do hydraulicznego), zmienne fazy, dwumasa, bezpośredni wtrysk, EGR, pompy powietrza wtórnego, kolektory z klapkami. Do tego ABS i elektryczne podnośniki szyb w serii. I to nawet z tyłu, choć tylne szyby opuszczam może raz na rok. No ale korbka to przestarzałe rozwiązanie i kojarzy się z biedą! Więc muszę płacić za elektrykę mimo że jej nie potrzebuję.
Dodaj do tego oszczędności na materiałach (pojedyncze łańcuchy rozrządu, elementy silnika i przeniesienia napędu zaprojektowane z niewielkim marginesem) oraz te poczynione na etapie projektowym i testowym. I masz gotowy przepis na współczesny samochód oraz ... długie kolejki do warsztatów.
CYTAT(simon.pg @ Wed, 15 Jan 2020 - 10:36)
Ja posiadam kilka starych audi. Każde z nich legitymuje się swoją mocą, dynamiką i chęcią do jazdy pomimo zwykle prawie 30lat i około 300tkm. Tapicerka nieprzetarta co ważne. Na co dzień ganiam lupo sdi i w zadzie mam czym i jak somsiad śmiga. Nie mam kompleksów;]
Też mam parę klasyków, tylko że ja ujeżdżam je na co dzień. Zaczęło się od tego, że kupiłem stary samochód, bo tylko na taki było mnie stać (pierwsze auto za 100% własnego wkładu). Potem chciałem zmienić, ale w międzyczasie podreperowałem to i tamto, więc żal było sprzedać. Dzisiaj finansowo stoję zupełnie inaczej. Mimo tego, nie zamienił bym klasyka na nowe auto, nawet jeśli ktoś miałby mi dopłacić!
Ktoś powiedział, że nie da się oszukać wieku i przebiegu. To prawda, lecz nawet dzisiaj, usterki w klasykach są zupełnie innego kalibru. Na przykład, wczoraj dałem jeden alternator do regeneracji. Działał, ale hałasował. Usterka łożyska wystąpiła dlatego, bo przy poprzedniej naprawie, kilka lat temu, inny gość źle je złożył. Kosz na dzisiaj: 100 zł (plus demontaż altka pod domem - 30 minut pracy). W innym aucie, zwijarka pasa kierowcy nie ma siły zwinąć go. Tak, usterki są, ale to są duperele.
Tu nie zaskoczy mnie nagły pad silnika, skrzyni czy błędy elektroniki, niemożliwe do zdiagnozowania bez wizyty w specjalistycznym serwisie. Gdy jadę w dalszą trasę, taką przez kilka krajów, wiem że dojadę i wrócę. Np. gdy wiem, że mam już słabe klocki, biorę ze sobą zapasowe. Bo w razie W wymienię je sobie w godzinę na parkingu. Bez umawiania się na wizytę w warsztacie, który musi użyć kompa, aby mi zluzować ręczny. I płacenia za to chorej kasy, no bo komputer przecież kosztuje.
Po prostu, jeżdżąc starszym samochodem mam spokojną głowę. Czasem muszę poświęcić sobotnie popołudnie na grzebanie, ale to są tylko błahostki. Kiedyś życie mnie do tego zmusiło, dzisiaj to jest mój świadomy wybór. Bo jakbym miał wydać 100 000 na samochód, pewnie jeszcze do tego żywić bank, a potem musiał jechać PKS do pracy, bo auto czeka na naprawę u specjalisty, to chyba trafiłby mnie szlag!
Nie mówcie więc, proszę, że ten test nie jest reprezentatywny, bo jest po jednym samochodzie z każdego modelu. Macie tu 10 współczesnych samochodów. I z tych 10, np. 6 miało problemy ze skrzynią przy zaledwie 100 000 km (co w komisach byłoby cofnięte do 60). Teraz porównajcie to do 10 podobnych aut z lat 80/90 ubiegłego wieku. Widać różnicę?