Jakiś czas temu na forum pojawił się wątek niemieckiej sprawy, gdzie sąd wydał bardzo surowy wyrok (25 lat lub dożywocie, nie pamiętam dokładnie) dla dwójki kierowców. Podczas wyścigu jeden z nich potrącił pieszego, pieszy niestety zginął. Drugi z kierowców (ten, który nie był bezpośrednim sprawcą) otrzymał taki sam wyrok jak bezpośredni sprawca.
Wygląda na to, że polska prokuratura stara się podążyć dokładnie ten samym tokiem rozumowania https://www.tvn24.pl/dwie-osoby-zginely-na-...w,879862,s.html
Nie chcę robić kolejnej górnoburzy, brak odpowiedzialności jest tutaj ewidentny i chyba nie ma sensu o tym dyskutować ani próbować wskazywać, że jazda pod dwie paki po mieście jest spoko.
Zastanawiam się jednak nad inną rzeczą: jak zdefiniować ściganie się? Stajemy na kresce, ktoś sekunduje, umówiliśmy się na jakiś dystans – ok, ma to znamiona ścigania, jest jakieś porozumienie i wiadomo o co chodzi. Ale co jak zupełnie przypadkiem stoję na światłach, ruszam dynamicznie, bo akurat się spieszę lub mam taki kaprys, auto obok odczytuje to jako zaproszenie do wyścigu, odpuszczam koło 100 km/h (żeby w razie w nie stracić prawka), auto obok wyprzedza mnie i 100m dalej wali w kogoś na przejściu. Taki syndrom objechałem EVO civiciem na przelocie, tylko kierowca EVO nie widział, że się ściga.
Mam iść siedzieć razem z tym drugim kierowcą za działanie w porozumieniu w celu pozbawienia kogoś życia? (taka jest kwalifikacja prokuratury w tym konkretnym przypadku).
Doniesienia prasowe mówią o różnych prędkościach, od 130 km/h do nawet 180 km/h. Przy 180 km/h trudno mówić, że tak zawszę jeżdżę w mieście i zwyczajnie spotkałem się z przypadkowym kolegą, który również lubi zapierd*** no i stało się. Ale ja tam byłem przypadkiem i co najwyżej 10 pkt i lejce na kołek na 3 miechy, bo to on walnął a nie ja i wcale się nie ścigaliśmy.
Wątek jest chwilowo medialny, ale pewnie znudzi się za jakiś czas. Ciekaw jednak jestem, jak takie zarzuty obronią się w sądzie, jakie zapadną wyroki i jak to się ostatecznie skończy.
Niezależnie warto mieć na uwadze i czasem odpuścić, szczególnie w mieście. A jak upalać, to samemu i brać na klatę ewentualne konsekwencje jak będzie dzwon. Wtedy przynajmniej wiadomo za co jest kara.